Kwiecień to dla mnie ciągły niedoczas, wiele planów, mało czasu i ciągle wyrzuty sumienia, że zaniedbuję blog, chociaż staram się relacjonować ogrodową codzienność na facebooku.
Na szczęście czasem znajduję chwilę na zrobienie paru zdjęć moim parapetowym i szklarniowym rozsadom. Ostatnio to trudne zadanie, bo aparat ciągany latami po świecie i po ogrodzie postanowił się obrazić i odmówił współpracy. Na szczęście mam trochę zdjęć z całego miesiąca. Dzięki nim widzę, że pomidory, które moim zdaniem stoją w miejscu i nie chcą rosnąć, wcale nie są tak leniwe, za jakie je uważam. Te maleńkie siewki, które pikowałam przed połową kwietnia są już zauważalnie większe, chociaż jak na zbliżający się maj i tak jakieś mikre. Zazdroszczę tym, którzy nasiona wysiewali na początku marca, a nie jak ja w drugiej połowie miesiąca.