Nadszedł taki czas, kiedy całe ogrodowe zamieszanie należałoby uporządkować. To i owo schować do domu, tu i ówdzie przekopać, umyć, wyczyścić i pozwolić zimie na otulenie ogrodu kołderką śniegu.
Póki co jednak jesień się nie poddaje. I to nie ta ponura listopadowa, lecz złota polska jesień jeszcze dzielnie kroczy przez świat wydłużając czas na porządki do maksimum 🙂 Perspektywa zimy jest jednak nieuchronna, więc zaczyna mnie nieco martwić brak pomysłu na selerową klęskę urodzaju. Mam cały zagonek selera naciowego i jeden, jedyny pomysł na jego wykorzystanie – sałatka! Ale jak często można ją jeść? Opcja awaryjna to zamrożenie posiekanych listków, tyle, że zamrażarka nie jest z gumy i zbyt dużo selerowych zapasów nie zmieści. Pozostaje proponować nadwyżki znajomym, a za rok nie wysiewać nadmiaru nasion, bo o ile seler lubię, o tyle jego nadmiar niekoniecznie 😉